Mówisz „szary/szara”, myślisz – mydło, maść lub… eminencja. A pomyślałbyś, że jest szara woda? Jest! I na dodatek może przynieść oszczędności!
Woda z odzysku
Woda z odzysku
Potrzeba matką wynalazku. Znajomemu popsuła się spłuczka w toalecie i musiał zamknąć dopływ do niej. Modyfikując znaną reklamę – nie był bohaterem we własnym domu i nie dał rady samodzielnie dokonać napraw. Jak więc spuszczać wodę w toalecie, zanim dotrze hydraulik? Najprościej byłoby postawić miskę i napełniać ją wodą z kranu. Wpadł jednak na inny pomysł. Jako osoba, która szanuje ekologię, postanowił zbierać wodę używaną w ciągu dnia– z mycia naczyń, rąk czy prysznica branego w wannie. Zbierał ją do miski, a potem zużywał do spłukiwania toalety. I tak robił, dopóki nie zapukał hydraulik.
Tak zbierana woda ma swoje własne określenie. Jest to woda szara, czyli już raz użyta, ale wolna od fekaliów. Może być powtórnie zastosowana do celów pozaspożywczych. Oczywiście wykluczona jest woda z toalet. Ta jest czasem określana mianem wody czarnej.
„W tradycyjnym gospodarstwie domowym 50–80 proc. wody ściekowej może być wykorzystane jako woda szara. Zawiera oczywiście drobnoustroje i chemikalia, jednak w ilości o wiele mniejszej. Woda szara zawdzięcza swą nazwę mętnemu wyglądowi oraz statusowi, który nie kwalifikuje jej jako wody czystej pitnej ani też jako wody silnie skażonej” – czytamy na stronie Instytutu Ochrony Środowiska – Państwowego Instytutu Badawczego.
Znajomy zbierał szarą wodę w sposób chałupniczy i - co tu dużo mówić – dość uciążliwy. Wprowadzenie jej odzysku w już gotowych mieszkaniach czy domach jest trudne. Co innego na etapie budowy. Tu jesteśmy w stanie zaprojektować instalacje tak, by woda do toalet pochodziła „z odzysku”. A więc najpierw doprowadzamy wodę do domu. Następnie z umywalek, wanien lub pryszniców trafia ona do oddzielnego pionu kanalizacyjnego, a stamtąd do systemu filtracyjnego. Po podczyszczeniu trafia do zbiornika, a potem – ciśnieniowo – do toalet połączonych z tradycyjną siecią kanalizacyjną lub zbiornikiem bezodpływowym.
Czy to się opłaca? W długiej perspektywie – pewnie tak. Minimum 30 proc. zużytej wody stanowi ta, która trafia do toalet. Każdy z nas może sobie przeliczyć, jakie oszczędności może uzyskać w perspektywie np. roku. Stosując taki przelicznik, w moim przypadku (a raczej czteroosobowej rodziny) byłoby to nawet 800-900 zł rocznie. Oddzielną kwestią są zalety ekologiczne tego rozwiązania. Najważniejsza jest taka, że ograniczamy pobór uzdatnionej wody, co w kraju o skromnych zasobach H20 ma uzasadnienie. Trzeba jednak pamiętać o kosztach takiej instalacji. Przy ograniczonych zasobach może więc warto sięgnąć po proste metody, stosowane przez znajomego. Nawet, jeśli są czasem uciążliwe…